Piewca prowincji
- Adam Ziemianin odwiedził Radomsko wraz ze Starym
Dobrym Małżeństwem. Do jego wierszy ostatnio najczęściej Krzysztof
Myszkowski (lider SDM) pisze muzykę. Poeta pochodzi z małej
miejscowości - Muszyna - leżącej blisko polsko-czeskiej granicy. Wioska
ta znajduje się 4 km od Leluchowa, o którym opowiada jeden z wierszy,
zamienionych przez K. Myszkowskiego w piosenkę. A. Ziemianin w wielu
utworach wspomina swoją rodzinną ulicę Ogrodową. Pokazuje uroki
prowincjonalnej rzeczywistości, pozwalającej człowiekowi na chwilę
zadumy wśród śpiewu ptaków, szumu zbóż czy stukotu końskich kopyt.
- Od jak dawna jest Pan związany ze Starym Dobrym
Małżeństwem?
- Poznaliśmy się w latach 80-tych. Zaczęło się od tego,
że ja dowiedziałem się, iż istnieje jakiś zespół gdzieś tam na północy
Polski, który śpiewa moje wiersze. Dopiero później muzycy ci
przyjechali na Festiwal piosenki Studenckiej do Krakowa. Zostałem
zaproszony na koncert zespołu. Tam się poznaliśmy. Śpiewali wtedy
głównie wiersze Stachury, ale dwa moje utwory już się tam pojawiły.
Przegadaliśmy wszyscy całą noc. Tak się zaczęło przyjacielsko i
serdecznie. Trwa do dzisiaj.
- Zawsze Pan jeździ na koncerty z SDM-u?
- Teraz już jestem, że tak powiem, członkiem zespołu.
Zostałem niedawno nobilitowany na stałego członka - mimo, że nie
śpiewam. Mam teraz dużo czasu, już nie pracuję, jestem "wolnym
strzelcem" i mogę jeździć po kraju. Zajmowałem się kiedyś
dziennikarstwem, teraz czasem coś tam piszę dla gazet, ale najczęściej
tworzę wiersze.
- Był Pan dziennikarzem?
- Nie tylko. Byłem pilotem szybowcowym. Dorabiałem
sezonowo jako flisak na rzece Poprad. Skończyłem studium nauczycielskie
i nie dostałem się na studia. Byłem wówczas przez rok inwentaryzatorem
(chodziłem po sklepach w czasie remanentów, spisywałem towary).
Studiowałem później filologię polską na UJ. Byłem nauczycielem przez
rok, ale wycofałem się z tego zawodu. Nie robiłem tego z prawdziwą
pasją. Nie potrafiłem wejść w to do końca i poświęcić się nauczaniu.
- Oddał się Pan poezji. Co jest inspiracją dla Pana
twórczości?
- Samo życie niesie tyle ciekawych rzeczy. i drugi
człowiek. moja twórczość opiera się na kanwie codzienności. Opisuję
zderzenia człowieka z rzeczywistością. Wszystko to, co nas utrzymuje w
człowieczeństwie. Człowiek, Bieszczady, przyroda, miłość - oto moi
bohaterowie.
- Często ulica Ogrodowa...
- To jest moja rodzinna ulica. Wydałem niedawno tomik
pt. "Ulica ogrodowa". Zawiera wspomnienia z lat dzieciństwa, młodości.
Małe miasteczka mają w sobie ogromny urok.
- Jak wiele powstało już tomików wierszy?
- Trochę się ich uskładało. Jeżeli policzyłbym wybory
tomików, to jest ich około 20. Nawet jeden ukazał się w Ameryce, co
było dla mnie wielkim wyróżnieniem. Dwa razy udało mi się pojechać
zespołem do Ameryki.
- Podobają się Panu interpretacje muzyczne wierszy?
- Owszem. Nie było nigdy tak, żeby Krzysztof nie utrafił
w moje oczekiwania. Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i bez problemu
się porozumiewamy. W dużej mierze dzięki temu, że obaj wywodzimy się z
małych miasteczek. Ja trafiłem do Krakowa na studia z Muszyny,
Krzysztof do Poznania ze Złocieńca. Rozumiemy więc podobnie tak zwaną
prowincję - w tym dobrym znaczeniu.
- Od kiedy pisze Pan wiersze?
- Zaczęło się jak pamiętam w średniej szkole. Jednak
poważne traktowanie twórczości - gdy miałem 19 lat. Debiutowałem
wówczas w 1968 roku. Obecnie jestem nestorem zespołu Stare Dobre
Małżeństwo. Wcześniej współpracowałem z Wolną Grupą Bukowina i
nieżyjącym Wojtkiem Bellonem. A teraz tak ładnie i naturalnie
przeszedłem do SDM-u.
Wolna
Grupa Bukowina jeszcze istnieje, rzadko
się o nich słyszy?
- Grają, grają. Ostatnio widziałem ich w Wołominie.
Mieliśmy wspólny koncert - bardzo udany. Od czasu do czasu, gdzieś się
spotykamy.
- Czy sądzi Pan, że współczesna literatura ma jakieś
swoiste cechy, dzięki którym potomni będą mogli określić ją jakimś
mianem. Jak to było z odrodzeniem, barokiem, romantyzmem...
- Na pewno ma. Nie potrafię jednak na szybko wymyślić
terminu, aby nazwać to zjawisko. Oprócz tego jest wiele chaosu. Nie
wiem, zbyt dużo we współczesnej poezji "wolnej amerykanki". Nie
wiadomo, które wiersze i jacy twórcy przetrwają próbę czasu. Trudno mi
na to pytanie odpowiedzieć, nie wchodziłem zbyt mocno w najnowszą
literaturę. Inni ocenią.
- Lubi Pan występować na scenie?
- Zbawienne jest oddziaływanie publiczności. Moje
liryczne utwory są śpiewane przez SDM. Zaś ja na mój piętnastominutowy
występ staram się umiejętnie dobierać wiersze. Pokazuję swoją inną
twarz. Trochę groteski, sarkazmu, humoru. Ten "poetycki kwadrans" musi
być skondensowany. Od delikatnej liryki, poprzez refleksyjną czy
miniaturki poetyckie. Często jestem wywoływany po raz kolejny na scenę.
- Krzysztof Myszkowski zwykle sam wybiera wiersze, do
których potem komponuje melodię. Ma czasem jakieś szczególne wymagania?
- Między nami istnieje układ przyjacielski. Przesyłam
Krzysztofowi sporo moich utworów. A on albo uznaje, że nadaje się to do
wykorzystania przez zespół albo trafia na płytę solową, albo zostaje po
prostu wierszem.
Dziękuję za rozmowę.
Aneta Konieczek
foto: VIVO
|